Bolesław Piątek

w tle portret jego ojca polskiego policjanta.

 

Gdy podczas wojny próbował się Pan kontaktować ze swoim ojcem to w jaki sposób?

Nie, nie było w ogóle żadnej gadki o tym, ale mama pisała do Czerwonego Krzyża, zaś ten mówił, że to Niemcy go zastrzelili, bo oni strzelali bronią niemiecką.

 

Jak wyglądał zwykły Pana dzień podczas wojny?

Nawet Niemcy chcieli nam kupić materiał, żeby my odbudowali ten dom!! Ci sami co zamordowali tego Routera, co u nas mieszkoł, to nam chcieli materiał dać, ale nie było żadnych ludzi do roboty.

 

Często musiał Pan walczyć o życie, w sensie takim, czy zawsze, każdego dnia było tak trudno dostać jedzenie itd.?

Nie, tam młody człowiek to wiesz, mama wolała nam dać niż sama zjeść. No matka nie dostała znikąd nic. Niemcy tam po wojnie raz za pół roku sto marek posłali z Czerwonego Krzyża.

 

Jak wyglądała nauka w niemieckiej szkole?

No tak jak już wspomniałem, uczyłem się w niej [niemieckiej szkole] 4 lata, ogólnie nauka nie była trudna, ciężkie było to, że było mnóstwo o Hitlerze itd. Uczyłem się w tej szkole, która była tak zwaną nową szkoła. Szkoła ta znajdowała się naprzeciwko obecnej szkoły podstawowej, a spalona została pod koniec wojny gdy wojsko Rosyjskie przechodziło przez Ornontowice . Nawet kiedy szliśmy do szkoły, graliśmy z kolegami w piłka, to jak jechał jakiś ważny Niemiec, to trzeba było pozdrowić Hitlera, a jak się tego nie zrobiło, to przychodził na drugi dzień do szkoły i pokazywał, kto ma przyjść do ich siedziby, która wtedy była obok naszego urzędu gminy. Kara polegała na tym, że czyściliśmy im buty, rowery itd.

 

Czy dochodziły Pana Jakieś słuchu o Auschwitz?

Nie. Nawet kuzyn mój też zginął w Auschwitz… ale nie wiem, chyba byli sobie sami winni, bo chodzili w tych czapkach studenckich, a ten szupok im godoł, że mają w nich nie chodzić i tak się to powtórzyło 3 razy, i wywieźli ich do obozu, i tam 7 dni żyli, potem zmarli.

 

Jesteśmy już coraz to bliżej końca wojny, wiadomo że Rosjanie posuwają się coraz to szybciej. Jak Pan pamięta pierwszy dzień po wyzwoleniu?

Te frontowce to nie byli źli, bo jak oni weszli do chałupy, to tylko chcieli się herbaty napić i pytali się „Kuda Berlin (куда Берлин?” – „Jak daleko do Berlina?”.To oni nie robili nic, ale później za frontem szli takie chachary, co już dużo złego robili. Potem Ruscy na kopalni „Sośnica” pracowali.

 

Kiedy Pan się dowiedział całej prawdziwej prawdy o losach swojego ojca?

Prawda wyszła na jaw gdy tam pojechałem w 2008 roku po razy pierwszy. Tam trochę zajęło mi szukanie grobu ojca, bo to duży obszar.

 

Jak Pan poznał Panią Elwirę, dziś Pańską żonę?

No poznałem ją, bo żech jezdził na fusball do Zabrza. Koledzy też ją znali, bo ona robiła na koksowni „Makoszowy” i tak ją poznałem. Wziąłem z nią ślub w 1962 roku, i tak do dziś żyjemy szczęśliwie razem.

 

Kto wpadł na pomysł założenia Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna ‘39?

Prezesem ogólnokrajowym tego stowarzyszenia jest Teresa Racka. Stowarzyszenie powstało w 2000 roku, a ja jestem prezesem w katowickiej siedzibie tego stowarzyszenia.

 

Jak Pana zdaniem zmieniła się Polska od końca komuny do teraz?

No bardzo się zmieniła, słyszymy, że pieniędzy mają w bród, że bezrobocie jest najniższe od wielu dekad. Ale mimo tego że mamy, to ludziom strajkującym w sejmie nie umieją dogodzić, także wszystko jest, ale dla nich nic nie ma, a przy tym roboty jest dużo.

 

WYWIAD Z PANEM BOLESŁAWEM PIĄTKIEM

 

 


 

Jakie było Pańskie dzieciństwo?

Więc jak mi było 6 lat, to było w ‘39 roku, tośmy uciekali do Rosji. Ojciec na rowerze, a my furmanką. Jechaliśmy tydzień w jedną stronę. Z powrotem drugie siedem dni, bo nas nie przyjęli na granicy. Gdy przyjechaliśmy do dom, to był on spalony. U nas w domu mieszkoł jeszcze taki jeden co się Router nazywoł. To był zastrzelony. I tak się to zaczyna wszystko. Dom spalony, mieszkać nie było gdzie.

 

Jak chodziły ubrane dzieci w czasach Pańskiego dzieciństwa?

Bez lato krótkie spodenki i po bosoku się tyrało. Oczywiście podczas zimy łatwo nie było, ale zawsze jakoś dawaliśmy se rade. I nie było tak jak dzisiaj, nie było co ubrać, ani co jeść, kiełbasa była raz na tydzień.

 

 

Jak Pan pamięta swoją rozłąkę z Ojcem?

No to było tak, że jak żeśmy przyjechali, to po jakimś czasie w 1939 roku zabrali go i miał on zgrupowanie w Woszczycach. Wzięli tam całą policja ze Śląska. Ja jestem teraz prezesem tego „Rodzina Policyjna 39”. Mamy nawet rower, którym był w Rosji. Po tym jak tata wyjechał z domu na zgrupowanie, kontakt z nim się urwał. Dopiero w 2008 roku pojechałem na grób ojca. Tam leży tych policjantów 6300. Tyn co strzeloł, miał rekord za jedna noc 270 policjantów. Tam gdzie ich zabijali, to przywozili ich z Ostaszkowa, 150 km do tego Miednoje. Jak się zaciemniło to traktory i ciężarówki ruskie chodziły całą noc, żeby zagłuszyć wystrzały z broni. Ja nawet byłem w tej piwnicy gdzie ich wystrzelali, jest tam teraz taka tablica pamięci. Jak tam ziemia była czarna, a cement w tej piwnicy był szarego koloru, tak do teraz jest czerwony. Tyle krwi tam przelano. Gdy te zwłoki już zakopano to sadzono na nich drzewka, do dziś tam nie zaśpiewał ani jeden ptak.